Kulinarnik Towarzyski
część trzecia, czyli:
Sałatka Pocieszka
Wyszłam wcześniej z pracy i zadzwoniłam do Artura, że sama odbiorę Piotrusia z przedszkola. Już po przekroczeniu progu gmachu doszłam do wniosku, że nie był to najlepszy pomysł.
Piotruś leciał do mnie zapłakany, plując i parskając.
- Co tu się dzieje? - zmierzyłam wzrokiem przedszkolankę, która z rozwianym włosem biegła za nim.
- Pani Dominiko! - wysapała zdyszana, wyhamowując tuż przede mną - Piotruś pluje jarzynką i mówi brzydkie słowa! - Stanęła przede mną w pozie oskarżyciela, z marsową miną i rękami na biodrach.
Zamarłam. Tyle razy mówiłam, że nie wolno kląć. Tym razem bez kary się nie obejdzie, tydzień bez dobranocki jak nic.
- A co powiedział? - zapytałam ostrożnie, nie będąc pewną, czy chcę usłyszeć odpowiedź.
- Fugas chrustas - wysyczała nauczycielka prosto w moje ucho.
- Co proszę? - aż zgięłam się w pół z rozbawienia, jednocześnie wykrzywiając się do Piotrusia, który schowany za wieszakiem w szatni robił głupie miny.
- Fugas chrustas! - wykrzyknęła tym razem głośniej pani Bożenka, wzbudzając żywe zainteresowanie dwojga innych rodziców, którzy właśnie weszli do przedszkola.
- Paaaani Bożenko - zaczęłam łagodnie, jak do dziecka - to nie jest prawdziwe przekleństwo. Tak krzyczeli dwaj zbóje, Ambaras i Arcykąsek w bajce o Miki - Molu i zaczarowanym kuferku. A w kwestii jarzynki... Mogę zajrzeć na salę?
Oniemiała pani Bożenka przesunęła się nieco. Nad jej ramieniem zerknęłam w głąb sali pięciolatków, w której na oko dziesięcioro dzieci siedziało z nieszczęśliwymi minami nad talerzami, na których oprócz ziemniaków i klopsa spoczywała jakaś mało apetyczna masa.
- To my juz pójdziemy - uśmiechnęłam się konspiracyjnie do Piotrusia - jarzynkę zje w domu bo i tak miałam zamiar robić dzisiaj jakąś sałatkę - skłamałam, trzymając za sobą torbę z chińszczyzną na wynos.
Opuściliśmy przedszkole i w lekkich podskokach skierowaliśmy się w stronę domu.
- Mama, ale ja będę pomagał, dobrze? - upewnił się synek.
- Ale w czym, kochanie?
- W sałatce! Jutro pani Bożence powiem, ze my mieliśmy taką dobrą i ja pomagałem, a jarzynkę może sama jeść, bo ja nie lubię.
Przygryzłam wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem i zastanawiałam się przez chwilę, czy za taką odzywkę zostanę wezwana do przedszkola na dywanik.
- Z czego robimy? - Piotruś pociągnął mnie w stronę warzywniaka. Jakoś głupio było mi się przyznać, ze tak tylko o sałatce palnęłam, bo przecież sama uczę go, że kłamać nie można.
- Ogórka szklarniowego i dwa pomidory poproszę - powiedziałam zrezygnowana, wkraczając do sklepu.
W domu przejęty rolą Piotruś ostrożnie kroił w kostkę obranego ogórka i z przejęciem mielił pieprz. Dodaliśmy pokrojone pomidory, szczyptę soli i łyżkę majonezu. Spróbowałam. No cóż, danie godne mistrza to to nie jest, ale wyszło chociaż jadalne.
W tym momencie zadzwonił telefon. Wyszłam na moment, a kiedy wróciłam, zastałam Piotrusia wsypującego do salaterki zawartość torebki płatków kukurydzianych. Tych zwykłych, niesłodzonych.
- Będzie chrupało! - zwrócił do mnie roześmiane oczy.
Spróbowałam. Chrupało rzeczywiście, bardzo przyjemnie, a smak warzyw i płatków świetnie się uzupełniał. Kurczę, mam w domu potencjalnego geniusza kulinarnego?
- Świetnie, skarbie, należy ci się order Złotej Łyżki - pogratulowałam mu z powagą - to jak nazwiesz swój wynalazek?
- Sałatka Pocieszka - odpowiedział natychmiast - bo jak pani Bożenka znowu będzie krzyczała, ze nie chcę jeść jarzynki, to ją pocieszę, że witaminki zjem w domu.
Fugas chrustas :D
OdpowiedzUsuńPani Przedszkolanka powinna się doszkolić ;)
OdpowiedzUsuńSuper! Fajny pomysł na nieskomplikowaną sałatkę, a na pewno będzie pyszna, czyta się świetnie, wątek komiczny jest... Na razie najlepszy z kulinarników! :)
OdpowiedzUsuńGenialne!!! ^^
OdpowiedzUsuńSiostra, gdzie kolejne części? :D
OdpowiedzUsuń