Kiedyś pokazywałam Wam listę największych dziwactw, wśród akcesoriów kosmetycznych, jakie można znaleźć w azjatyckich sklepach. Przyznałam się, że skusiłam się na odkurzacz do porów, bo był śmiesznie tani, a tak dziwaczny, że byłam go bardzo ciekawa. Zamówiłam go ze strony buyincoins.com, którą ponownie polecam, bo towary są tanie, przychodzą szybko, wysyłka jest bezpłatna i idealnie zabezpieczona.
Urządzonko ma mniej więcej długość długopisu i jest nieco grubsze od kciuka, więc jest całkiem wygodne w trzymaniu. Zasila je bateria - paluszek.
Nie ma regulowanej mocy, przesuwa się po prostu włącznik. Przezroczysta końcówka jest dwustronna, z jednej strony ten "lejek" jest bardziej okrągły, z drugiej węższy i zbliżony do prostokąta - przypuszczam, że zwężenie ma za zadanie ułatwić dotarcie do miejsc takich jak skrzydełka nosa, ale naprawdę nie ma między końcówkami dużej różnicy. Plusem jest to, że można tę część wyjmować i czyścić pod bieżącą wodą.
Sam proces odkurzania jest całkiem przyjemny - końcówka lekko "wsysa" skórę, wibruje i w tym momencie zgodnie z obietnicą producenta pory powinny się magicznie i całkowicie oczyszczać, ale rozczaruję Was - efekt jest dosyć mizerny. Owszem, w paru miejscach ta sztuczka mi się udała, ale żeby oczyścić dobrze całą twarz trzeba by było na to poświęcić całe godziny. Przy używaniu przez kilka minut nie spodziewajcie się spektakularnych efektów. Dodatkowo to dziwadło straszliwie hałasuje! Buczenie słychać w drugim pokoju.
Na szczęście oprócz wymienonych minusów, czyścik posiada także jedną całkiem miłą zaletę - bardzo fajnie masuje skórę i mam wrażenie, że poprawia jej ukrwienie i krążenie przez wytwarzanie zasysającego podciśnienia. W każdym razie zauważyłam, że po takim masażu serum albo krem wchłaniają się lepiej, a skóra po dłuższym czasie stosowania nawet się lekko ujędrniła, więc jeśli któraś z Was chciałaby osiągnąć taki efekt, to warto spróbować używać takiego odkurzacza jako masażera.
Szału nie ma, ale to na tyle zabawny i nie do końca bezużyteczny gadżecik, że nie żałuję, że się na niego skusiłam :)