sobota, 26 listopada 2011

Leżę i pachnę, czyli wielofunkcyjne świece sojowe

W Lawendowej Farmie, o której pisałam już kiedyś przy okazji opisywania mydełek domowej roboty, pojawiła się bardzo ciekawa nowość, a mianowicie świece sojowe. Poszczęściło mi się i wygrałam taką świecę w konkursie na blogu Lawendowej Farmy, zanim jeszcze pojawiły się w sprzedaży, zdążyłam więc ją zrobić, obfotografować i przetestować na wszelkie sposoby, jakie przyszły mi do głowy :)
Na początek trochę podstawowych informacji. Wosk sojowy nie ma nic wspólnego z woskiem pszczelim ani tym bardziej parafiną. Jest to utwardzony olej sojowy, dzięki czemu zmywa się bez problemu, świeczki palą się dłużej niż parafinowe i w dodatku rozpuszczony do postaci olejku wosk może być z powodzeniem używany w przeróżnych celach kosmetycznych, o czym za chwilę.
Ponieważ była to wygrana w konkursie, otrzymałam produkt do samodzielnego zrobienia, co mi bardzo odpowiada, bo to naprawdę świetna zabawa, a w dodatku mogłam samia regulować intensywność zapachu i bawić się w dekorowanie takimi dodatkami, jakie mi najbardziej odpowiadają. W skład takiego zestawu wchodzi odpowiednia ilość (70g) wiórków wosku, olejek eteryczny najwyższej jakości (czyli 100% naturalny, który może mieć kontakt ze skórą), aluminiowe pudełko z przezroczystym wieczkiem, woskowany knot i dodatki. Ja robiłam świeczkę o zapachu grejpfruta, z goździkami i płatkami kwiatów (to chyba nagietek). Na stronie Lawendowej Farmy dostępne są świeczki gotowe, ale z tego co mi wiadomo, będzie także możliwość zakupu zestawu takiego jak mój, do samodzielnej produkcji.

1. Tak wyglądają półprodukty potrzebne do stworzenia świecy (wszystkie zdjęcia można powiększyć klikając na nie)


2. Roztapiamy wosk w kąpieli wodnej. Roztapia się bardzo szybko, dodatkowo "pomogłam mu" mieszając trzonkiem drewnianej łyżki.


3. Do roztopionego wosku dodajemy olejek eteryczny i mieszamy. Według instrukcji 40 kropli na 70g wosku, ale przyznam się, że w przypadku zapachów cytrusowych zawsze jest mi za mało, więc dodałam podwójną ilość.


4. Po przelaniu do pojemniczka wosk ma postać żółtawego olejku i trzeba odczekać kilka minut, aż zacznie zastygać.


5. Część dodatków wrzuciłam do zupełnie płynnego wosku, żeby opadły na dno, dzięki czemu w trakcie spalania świeczki ukazują się stopniowo. Resztę zostawiłam do udekorowania wierzchu.


6. Kiedy wosk staje się mętny, a przy brzegach pojemniczka białawy to oznacza, że można już włożyć knot i posypać świecę resztą dodatków.


7. Knot to woskowany sznurek, więc naturalnym jest, że po wetknięciu w świeczkę (do samego dna) i tak przechyla się w którąś stronę. Łatwo to opanować, kładąc na brzegach pojemniczka cokolwiek, co utrzyma knot w pionie. Użyłam w tym celu drewnianej łyżki.


8. Kiedy świeca całkowicie zastygnie i zmieni kolor na biały, wystarczy już tylko przyciąć knot na wysokość 0,5 cm i gotowe. Na czas przechowywania można ją przykrywać przezroczystym wieczkiem. Moim zdaniem to świetne rozwiązanie, bo nie pozwala na ulatnianie się zapachu, a poza tym zmniejsza ryzyko rozlania wosku po używaniu świecy.


Kilka sposobów użycia świec sojowych, które przetestowałam:

A. Zastosowanie typowe, czyli świeczka używana do świecenia ;) Pali się jasnym, równym płomieniem. Zapach jest bardzo delikatny nawet po dodaniu podwójnej porcji olejku eterycznego. Mam wrażenie, że olej sojowy silniej wiąże cząsteczki zapachu niż np. parafina i nie pozwala na ich szybkie i łatwe ulatnianie się. Mi to akurat odpowiada, bo oznacza, że świeczka nie straci szybko swojego zapachu, który pięknie rozwija się za to przy jej zastosowaniach kosmetycznych. 

B. Ochrona suchej skóry. Mam problemy z lewym łokciem, bo czytając coś w internecie lubię opierać brodę na lewej ręce, więc opieram się o biurko na łokciu, co sprawia, że skóra w tym miejscu staje się sucha i szorstka. Posmarowałam się roztopionym woskiem sojowym na noc, a rano byłam bardzo mile zdziwiona. Działa równie dobrze, jak tłuste odżywcze kremy.

C. Olejek do masażu. Jak wspomniałam w punkcie A, zapach świecy staje się wyraźnie wyczuwalny przede wszystkim przy jej zastosowaniu kosmetycznym. W czasie masażu aromat jest niezwykle silny i trwały. Moja skóra ogólnie "lubi się" z cytrusami, ale nawet jak na nią, 4 - 5 godzin trwałości zapachu to świetny wynik. Myślę jednak, że to kwestia indywidualna, bo są zapachy, które nie utrzymują się na mnie nawet pół godziny, a do cytrusów jakoś mam szczęście.

D. "Perfumy w kremie". Zastygający i lekko ciepły wosk można wsmarować np. w skronie, w miejsce nad obojczykami, lub za uszami. To wymaga dużo mniejszej ilości produktu, niż masaż, więc także efekt jest słabiej wyczuwalny, niemniej jednak bardzo przyjemny.

E. Odważyłam się nawet nałożyć łyżkę świeczkowego oleju na włosy, żeby sprawdzić, czy nada im jakieś konkretne właściwości. Zrobiłam to na razie tylko raz, ale jestem zadowolona. Olej sojowy sam w sobie nie jest wybitnie odżywczy, ale po nałożeniu go na suche włosy i zmyciu po dwóch godzinach nie miałam najmniejszych problemów z rozczesaniem ani na mokro, ani na sucho. Włosy są gładkie, sypkie ale nie puszące się i sprawiają wrażenie grubszych.

Kwestia wydajności świeczki zależy oczywiście od tego, na jakie sposoby będziemy jej używać. Moim zdaniem to świetny prezent na zbliżające się święta, na urodziny, Walentynki, śluby i inne okazje. Na stronie Lawendowej Farmy znajdziecie różne warianty zapachowe.

A jako mały bonus wstawiam zdjęcia kolejnej partii mydełek robionych z bazy mydlanej z masłem shea. Tym razem to mydlane babeczki migdałowe z makiem.

21 komentarzy:

  1. Jakie fajne :) dobra rzecz na prezent i do zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł. Ja już od jakiegoś czasu zabierałam się za robienie takich świec, ale jakoś zawsze wydawało mi się, że to strasznie trudne i pracochłonne. Chyba trzeba będzie wreszcie spróbować;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do zakupów na LF przekonałaś mnie już w pierwszym poście o mydelkach, ale widzę, ze będe musiała założyć większy budżet :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne :) Przypomniało mi się ile radości miałam z robienia świeczek żelowych, które nie miały aż tylu zastosowań. Ale frajdę miałam ogromną

    A babeczki też są kuszące

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmmmm... śliczna świeca i prawie czuję, jak pachnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale super sprawa :). Zamiast topić świeczki w Andrzejki można je zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o właśnie o czymś takim myślałam, bo mam mnóstwo pustych opakowań po świeczkach, aż szkoda wyrzucić :O

    OdpowiedzUsuń
  8. O, fajny pomysł na zabicie nudy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. fajnie, nigdy tego nie robiłam

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba właśnie znalazłam prezent gwiazdkowy dla mojej mamy ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna notka ! Bardzo przydatna ;D Natchnęłaś mnie do zrobienia świeczki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. dość to sprytne ale jak dla mnie zbyt pracochłonne :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ty to masz pomysły :) Uwielbiam oglądać twoje posty :)

    OdpowiedzUsuń
  14. ale z Ciebie zdolniacha nio troszkę jest grzebaniny ...ale świeczki to super sprawa...!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ta swieca wyglada swietnie, bardzo mi sie podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam twojego bloga:))!
    Zapraszam do mnie:
    http://fashionislikeobsession.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. kultowe:)


    Ja też takie chce 0_o

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku jakie cuda tworzysz,świeca,mydełko własnej roboty,to jest coś,super pomysł:-)

    OdpowiedzUsuń
  19. jestem zachwycona

    OdpowiedzUsuń
  20. Jakie fajne pudełka! Nie wiecie, gdzie można dostać takie pojemniczki z szybką?

    OdpowiedzUsuń