Ostatnio codziennie używam toniku z kwasami 10% z Biochemii Urody, więc tym chętniej testuję wszelkie produkty nawilżające, ratujące skórę przed nadmiernym przesuszeniem. Tym bardziej cieszą mnie wygrane w rozdaniach, o których pisałam, bo dzięki nim mam okazję testować kosmetyki, po które być może nie sięgnęłabym sama w drogerii czy aptece.
fot. ava-laboratorium.pl |
Jednym z takich kosmetyków jest maseczka karotenowa firmy Ava. Nigdy nie zwracałam uwagi na produkty przeznaczone co cery wrażliwej, a taki właśnie zapis znajduje się na przedniej stronie saszetki. Tymczasem według opisu na tylnej stronie, jest to maseczka odpowiednia dla każdego typu cery, a szczególnie dla suchej lub wrażliwej. Dobrze jest więc czytać dokładnie, co producent chce nam powiedzieć, a nie sugerować się pierwszym wrażeniem - teraz będę o tym pamiętać.
Maseczka zawiera hydroaktywator, który ma głęboko nawilżać skórę, oraz kompleks witamin i wyciąg z marchewki. Jedna saszetka wystarczyła mi na dwa zastosowania ale myślę, że spokojnie mogłam ją podzielić na trzy części, bo nakładałam grubą warstwę. Kolor maski podczas nakładania jest jasny, żółto - pomarańczowy, ale z czasem, kiedy kosmetyk wchłania się, barwnik pozostający na powierzchni ciemnieje. Jak zobaczyłam się w lustrze po dwudziestu minutach wyglądałam, jakbym zasnęła na solarium :) Maska ma delikatny zapach, który jest całkiem przyjemny, chociaż nie potrafię go do niczego porównać. Ma konsystencję podobną do mleczka do demakijażu.
Kosmetyk nie wchłania się całkowicie, chociaż muszę przyznać, że na powierzchni skóry pozostaje naprawdę niewielka ilość. Może to kwestia przesuszenia skóry po kwasach, nie mam pojęcia. Resztki zmywa się dosyć ciężko, ale hydrolat na waciku lub ściereczka z mikrofibry dają radę.
Skóra po zastosowaniu "marchewki" staje się aksamitna w dotyku. Najpierw podejrzewałam, że produkt zostawia po prostu taki film, ale to raczej niemożliwe, bo szorowałam twarz dokładnie, żeby pozbyć się pomarańczowego koloru. Nie zauważyłam spektakularnego nawilżenia, ale nie liczyłam na to specjalnie, bo kurację kwasami skończę dopiero za mniej więcej pół miesiąca. Jest to w każdym razie bardzo przyjemny produkt i myślę, że warto go wypróbować.
a po dokładnym zmyciu maseczki nie miałaś już pomarańczowej twarzy? ;) gdy tylko zauważyłam, że maska jest z marchwi pomyślałam, że będzie barwić skórę
OdpowiedzUsuńna szczęście udało się zmyć całkowicie :)
OdpowiedzUsuńnie znam tego produktu, ale używam kremu pod oczy i chwalę. :)
OdpowiedzUsuńciekawy opis ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nigdy o tym produkcie, ale być może użyję go kiedyś :)
OdpowiedzUsuńSzczerze powiem, że nigdy nie używałam kosmetyków tej firmy. Coraz częściej trafiłam na recenzje na blogach i coraz większą mam chęć je wypróbować :)
OdpowiedzUsuńNa pewno kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńmiałam krem z ekstraktem z pomidora Avy i był naprawde super :D
OdpowiedzUsuńDo mnie w czwartek przyszły kwasy, ale nie kupiłam jeszcze wody destylowanej do zrobienia toniku. Nigdy wcześniej nie próbowałam sięz to bawić :) Pewnie też będę szukać dużo nawilżaczy... Kosmetyków tej firmy jeszcze nie próbowałam, ale trzymam ją z tyłu głowy :)
OdpowiedzUsuńU mnie o moich cieniach inglot :)
Dziekuje za udział w konkursie:-)Świetna wypowiedź:-)
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję :) podoba mi się zadanie konkursowe :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie wczoraj testowałam tę maseczkę. :)
OdpowiedzUsuńPotraktowałam ją właściwie jak krem i nałożyłam cienką wartswą: wchłonęła się chyba całkowicie i nie dała na twarzy praktycznie żadnego koloru... W ogóle nie musiałam niczego zmywać! Nie wiem, może to kwestia nałożonej ilości. ;) Byłam zadowolona, bo kupiłam ją dla nawilżenia, a nie dla zmiany kolorytu mojej bardzo jasnej cery, i poradziła sobie ładnie.
Zaglądam do Ciebie, zwykle po cichu, i będę zaglądać, fajnie piszesz :)
Laura
dzięki Lauro, miło mi :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBałabym się o efekt pomarańczowej twarzy :)
OdpowiedzUsuń