Nigdy nie byłam przesadnie zainteresowana kosmetykami. Ot, kupowałam pierwszy puder, podkład czy cień, jaki wpadł mi w ręce, bez analizowania składu czy szczególnych właściwości. Kilka lat temu zainteresował mnie temat minerałów (coś o nich skrobnę w którejś z kolenych notek), ale ostatnio "rządzą" u mnie kosmetyki azjatyckie, więc na pewno będzie ich na tym blogu pełno.
Okazuje sie, że eBay i PayPal są (niestety) wyjątkowo łatwe w obsłudze, przyfrunęły więc do mnie kilka miesięcy temu pierwsze azjatyckie zdobycze. Jak wiele innych blogowiczek rozpoczęłam ostrożnie, od testowania BB Creamów, z Misshą PC na czele.
BB Cream to wynalazek stanowiący połączenie podkładu (kryjącego mniej lub bardziej) i kremu do twarzy. Składników tego kremu nie będę tu przepisywać bo jest już tego pełno w googlach, skupię się na działaniu.
Początkowo BB (skrót od Blemish Balm) były produkowane jako specjalistyczne dermokosmetyki dla osób po operacjach plastycznych, poparzeniach itp. - miały kryć blizny, wyrównywać koloryt i strukturę skóry. receptura jak to zwykle bywa "wyciekła" z laboratoriów i kremy te trafiły do masowej produkcji. Potentatem na rynku BB jest Korea Południowa. Japonia, Chiny i inne kraje azjatyckie też mają w nim swój spory udział, ale chyba bałabym się kupić chiński krem ze względu na możliwośc kupna podróbki i podejrzanie niskie ceny.
Ad rem
Missha początkowo była moim ulubionym BB. Dostępna jest w kilku odcieniach, ja wybrałam 21 czyli drugi w kolejności. Nie odważyłabym się na kupno zwykłego podkładu tak "na czuja", ale BB Creamy mają jedną niezwykle przydatną właściwość, a mianowicie z łatwością wtapiają się w skórę i dopasowują do jej koloru. Oczywiście osoby o śniadej karnacji nie mogą kupić najjaśniejszego kremu z nadzieją, że się dopasuje, ale kilka tonów różnicy nie robi problemu. Kilka minut po aplikacji krem przestaje być widoczny.
Missha pozostawia satynowe wykończenie i może rozczarować osoby, które spodziewają się całkowitego matu. Głównie dlatego, że w Azji matowe wykończenia nie są specjalnie lubiane i niewiele jest tam takich kosmetyków. Ja na krem nakładam jeszcze puder bambusowy albo ryżowy i wtedy jestem bardzo zadowolona z efektu. Mat jest, ale delikatny i satynowy, a nie płaski a'la "córka młynarza wpadła do wora z mąką".
Krycie jest na poziomie średnim. Na początku myslałam, że jest świetne, dopóki nie porównałam Misshy z moim obecnym faworytem, Elemongiem, o którym w następnej notce.
Równie dobrze nakłada się ją palcami jak i lekko zwilżonym pędzlem typu flat top - każdy może dobrac odpowiedni i wygodniejszy dla siebie sposób aplikacji. Silniejsze przebarwienia i niespodzianki dodatkowo maskuję drugą, cieniutką warstwą Misshy, wklepywaną palcem, lub nakładaną pędzelkiem do korektora.
Mniejsze tubki (20ml) mają wygodny dziobek, przez który łatwo wycisnąc odpowiednią ilość kremu. Tubki 50ml zostały dodatkowo zaopatrzone w pompkę.
Wiem z lektury forum Wizażu, że niektóre dziewczyny mają problem z zapychaniem po stosowaniu Misshy, ale może to dotyczyć każdego innego kosmetyku - pamiętajmy, że żaden kosmetyk nie jest uniwersalny dla każdego rodzaju skóry.
Misshę oceniam na 4+ w szkolnej skali ocen i polecam ją wszystkim, którzy chcą zacząć przygodę z azjatyckimi kosmetykami bez rzucania się od razu na głęboką wodę.
Missha w kolorze 21 jest dla mnie za ciemna, a 13 nigdzie nie mogłam dostać (ale szukałam zaraz po tym jak zrobił się u nas taki bum na BB kremy) po naszej stronie granicy tak więc zrezygnowałam. Testowałam Elemonga ale się nie polubiliśmy. ;)
OdpowiedzUsuńNa wizażu czasami rozbierają jaśniutkie BB, w tym Misshę 13 - może się załapiesz :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad Misshą, ale teraz poczekam na opinię o Elemongu- szukam dobrego krycia. Naprawdę PayPal jest taki prosty w obsłudze? Jeszcze się za niego nie zabrałam, obawiam się, ze kupowanie na Ebayu zrujnuje moje finanse doszczętnie :D
OdpowiedzUsuńnotka o PayPalu obsługiwanym "na chłopski rozum" też niebawem będzie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na www.missha.com.pl, Missha dostępna już w Polsce
OdpowiedzUsuń