sobota, 25 maja 2013

Kwietniowa paczuszka od JM Spa&Wellness

Tak, wiem, że mamy koniec maja :) Ale kosmetyki, które chcę dziś opisać przywędrowały do mnie w kwietniu, więc zdążyłam w sam raz dojrzeć do ich opisania ;) Dzisiaj recenzja zbiorcza, a to dlatego, że jeden z opisywanych produktów starcza na jedno użycie, drugi to miniaturka, natomiast trzeci... A, co tak będę od razu zdradzać wszystko - po prostu zapraszam do lektury.
Zacznę od limonkowo imbirowej soli do kąpieli, co do której mam bardzo mieszane uczucia. W buteleczce prezentuje się świetnie, ma żywy, żółty kolor, kryształki są duże i całość jest po prostu przyjemna dla oka. 
W kąpieli niestety nie spisuje się na tyle dobrze, żebym miała ochotę kupić ją w tym celu jeszcze raz. Doceniam właściwości zdrowotne słonych kąpieli, jednak brakowało mi jakiegokolwiek efektu wizualnego albo zapachowego poza samą świadomością, że taka kąpiel jest zdrowa, bo kolor rozpływa się zupełnie i w dużej wannie nie ma po nim nawet śladu; zapach też ulatnia się prawie całkowicie. Jeżeli komuś nie zależy na pianie, aromatach, fajerwerkach itd., być może będzie zadowolony.  
Jest jednak coś, co nie pozwoliło mi jeszcze wyrzucić pustej buteleczki. Zapach soli przed wrzuceniem jej do wody jest absolutnie cudowny i to do tego stopnia, że rozważam nawet
zrobienie woreczków zapachowych z użyciem właśnie tej soli i poupychanie ich w szafach. To słodko - cierpki, orzeźwiający aromat, z którym nie zetknęłam się wcześniej. Limonka i imbir uzupełniają się idealnie i dlatego mam prośbę - jeśli ktoś z Was zna inne kosmetyki w tych nutach zapachowych, a najlepiej perfumy, dajcie znać, będę dozgonnie wdzięczna ;)
Obecnie sól (wystarczająca na jedno użycie) kosztuje 6,90 zł i można ją kupić TU.


Drugą testowaną przeze mnie nowością było mydło (a właściwie mydełko, bo miniaturowe) z olejem arganowym i kozim mlekiem. Bardzo lubię ten olej i używam go bardzo często w czystej postaci, do różnych celów, tj. do twarzy, włosów, dłoni, peelingu do ust itd. W mydle sprawdza się równie dobrze, bo mimo mocnego oczyszczania skóry (nienajgorzej radzi sobie nawet z wodoodpornym makijażem) nie wysusza, nie podrażnia, nie napina nadmiernie ani nie robi nic z tych nieprzyjemnych rzeczy, za które poszłoby za karę leżakować w szufladzie zamiast na mydelniczce. 

Oprócz oleju arganowego zawiera także proteiny koziego mleka, których zadaniem jest dodatkowe odżywienie i nawilżenie skóry. Powiem szczerze, że w odżywianie przy pomocy mydła nie wierzę bo ile pod tym względem może zdziałać kosmetyk, który ma się na twarzy może z minutę? Ale najważniejsze zadania mydełko spełnia świetnie, a w dodatku pięknie pachnie - słodko ale nie mdło - i mimo niewielkich rozmiarów jest bardzo wydajne, bo przeżyło bez większych ubytków nawet wielokrotne przytapianie w wannie przez moją córę :) Nawiasem mówiąc okazało się, że świetnie nadaje się też dla dzieci, także z powodu niewielkich rozmiarów, wygodnych do trzymania przez maluchy.
Ten rozmiar mydełka obecnie kosztuje 3,90 i szczerze zachęcam do wypróbowania go, bo stosunek ceny do jakości jest naprawdę bardzo w porządku. Możecie je nabyć TU.


Na koniec zostawiłam deser :) A mianowicie muffinkę żurawinową z linii Shea Spa Fit. Linia ta zawiera produkty bardzo bogate w substancje nawilżające i odżywcze. Zresztą, jeśli kogoś interesują składy, niech zerknie na ten:


Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Olea Europaea Oi, Cera Alba, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Persea Gratissima (Avocado )Oil, Vitis Vinifera (Grape)Seed Oil, Parfum, Fucus Vesiculosus Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Propylene Glycol, Lecithin, Coffeine, Palmitoyl Carnitine, Tocopheryl Acetate,  Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Limonene .

A jeśli kogoś składy nie obchodzą albo się na nich nie zna, podsumuję powyższy jednym słowem - cudeńko :)
Muffinka zgodnie z nazwą zapakowana jest w papierową foremkę - papilotkę.
Wygląda to uroczo, ale zauważyłam, że dużo osób skarży się na niepraktyczność takiego opakowania, ponieważ nie można go szczelnie zamknąć ani np. wrzucić do torebki. Mi to akurat nie przeszkadza bo i tak trzymam ją po prostu w łazience, a dzięki wysokiej zawartości masła shea (80%) jest dosyć miękka i razem z opakowaniem daje się zwinąć w kulkę, dzięki temu nie wpadną do niej żadne paprochy, nie zakurzy się itd.
Lubię działanie masła shea (nie używam go tylko do twarzy bo akurat u mnie jest dosyć komodogenne) i mam porównanie z czystym masłem oraz z kilkoma zawierającymi je kremami i muszę powiedzieć, że muffinka zostawia całą resztę kosmetyków daleko w tyle. Jest bardzo, bardzo wydajna - zwykle używam jej do dłoni i
łokci i na to wystarczy kawałeczek wielkości małego paznokcia. Świetnie sprawdza się też po goleniu czy depilacji nóg, bo zmiękcza skórę i łagodzi podrażnienia - wtedy wystarczy mniej więcej pół łyżeczki na posmarowanie obu nóg.
Z powodu tak wysokiej wydajności wpadłam ostatnio w osłupienie kiedy na jednym z blogów zobaczyłam taką wzmiankę na temat tego produktu: "Żałuję tylko, że należy po otwarciu zużyć w ciągu 6 minut :( "
ŻE CO? Nie chcę podawać linka do bloga, na którym ten kwiatek znalazłam, żeby się nie wyzłośliwiać, ale serio, powie mi ktoś, o co chodzi? W życiu nie widziałam kosmetyku, który trzeba by było obowiązkowo zużyć w ciągu jednego dnia, a te sześć minut to już coś wzięte zupełnie z kosmosu.
Jeśli chodzi o zapach, jest niezwykle miły, owocowy, utrzymujący się na skórze kilka godzin. Przez kilka pierwszych dni smarowałam masłem ręce częściej, niż to konieczne, żeby sobie powąchać :)
Ten kosmetyk dobrze sprawdzi się również dodawany w małych ilościach do kąpieli, żeby zostawić na skórze tłustawy nawilżający film, tak jak niektóre kule kąpielowe z zawartością olejów.
Reasumując, to najlepszy produkt z całej paczki i mam dziką ochotę wypróbować inne warianty zapachowe, a nabyć go można TU, za 10,60.


Na koniec hurtem chciałabym podkreślić coś, co dotyczy każdego z tych produktów - żaden z nich nie zawiera parabenów, silikonów, sztucznych barwników, ftalanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej, ani substancji z upraw modyfikowanych genetycznie. Bardzo się cieszę (i pewnie nie tylko ja), że są już firmy, które nie traktują konsumentów jak idiotów licząc na to, że w kosmetyk można wpakować każde świństwo, a reklama w tv załatwi sprawę. 

.

6 komentarzy:

  1. Ja dostałam sól o zapachu orchidei, ale również się na niej mocno zawiodłam :(
    Co do muffinki, mi nie przypadła do gustu...

    OdpowiedzUsuń
  2. może się sieknęła z tymi minutami ;) czasami co innego się napisze, a co innego myśli ;))

    a kosmetyków tych nie miałam,
    ale lubię masło shea w pielęgnacji ciała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha :D to z tymi 6 minutami niezłe! muffinka mnie najbardziej zainteresowała :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Poznałam identyczne produkty ,mydełko ślicznie pachnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię masełko shea,więc i raczej te kosmetyki by mnie przekonały.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja mam ochotę skusić się na muffinki ;D



    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń